środa, 28 października 2015

Jesienno-urlopowe WDiC

Jeszcze do konca tego tygodnia ciesze się urlopem. Tym razem nigdzie nie wyjechaliśmy, siedzę w domu i robię " nic" i tego dokładnie chciałam i tego mi było trzeba.
Totalny wypoczynek, jak chcę to sprzątam, jak chcę to gotuje, a najwięcej czytam, dziergam, spaceruję i odsypiam. 

Dopiero co skończyły się targi książki we Frankfurcie. Jak zwykle dotarło to do mnie już po- bo pewnie bym się tam wybrała. Czytając w gazecie reportaż z targów zwróciłam  uwagę na 
"Die viellen Tode unseres Opas Jurek"( Wiele śmierci naszego dziadka Jurka). 
Powieść napisana przez mieszkającego w Niemczech, 34-letniego Opolanina. Napisana po niemiecku i jak na razie nie udało mi się znaleźć tłumaczenia na Polski. Mathias Nawrat jest wielokrotnie nagradzanym , młodym pisarzem. Jego powieść to przegląd najnowszej historii Polski na podstawie przeżyć własnych i najbliższej rodziny. Ironicznie i z dużą dawka czarnego humoru opisane tragiczne przeżycia w wojennej i powojennej Polsce. 
Opisy lat 70-80 to jakby  przejażdżka pociągiem ekspresowym do czasów dzieciństwa - zabawy na trzepaku, kolejki do sklepów, puste polki. Tak absurdalne i surrealne, że mało kto dziś może uwierzyć, że tak było na prawdę.

Na drutach kolejny mały projekcik- czapka, być może znowu Hermiona. Jak na razie ściągacz gotowy i będę się zastanawiać co dalej z tym fantem ;D

W kolejce czytelniczej mało ambitne czytadło- druga część "50 shades of Grey". Tę pozycje zaliczam do romansideł typu Harlequin, tylko nieco grubszej. Nie rozumiem aż takiego powodzenia tej powieści, ale z drugiej strony po przeczytaniu pierwszej części nie mogłam sobie odmówić odmóżdżenia przy drugiej.

poniedziałek, 26 października 2015

finiszowa czapka październikowa

Specjalnie oryginalna nie będę, co prawda wzór  wpadł mi w oko już sporo wcześniej, ale ostatecznie zdecydowałam się zrobić czapkę Hermiony po zobaczeniu cudeniek  w wykonaniu  Moniki z bloga creative paruparoOli z bloga Handmade Project- pomysłodawczyni  wyzwania 12 czapek w jeden rok.
W najbliższych dniach postaram się wstawić podsumowanie tej rocznej zabawy.

Włóczka- aldikowa lub lidlowa skarpetkówa (220m/50g, 75% wełna, 25 poliester)
Druty- 2,5 góra i 2,0 ściągacz,



Czapką ta zaliczam tez kolejny punkt wyzwania Maknety- 15 projektów w 2015 - wydziergać coś zainspirowanego filmem





Przygotowania do Halloween w toku. Dzieci już od miesiąca nie mówią o niczym innym i nie potrafię im odmówić tej radości, choć mnie to "święto" ani mrozi ani grzeje.
Jakie jest wasze podejście do tego typu " nowych tradycji"

zapraszam do linkowej sobotniej zabawy u Maknety

środa, 21 października 2015

Obiad w pół godziny

Jeśli jest coś, czego nie cierpię, to godzinnego stania w kuchni i celebrowania mieszania tylko w jednym kierunku, w jednolitym tempie, niezwykle skomplikowanego sosu ze sryliadra niezwykle cennych składników. Lubie kuchnie nieskomplikowana i łatwa- przynajmniej w moim wykonaniu, bo takim sryliardowym sosikiem to się chętnie podelektuje u kogoś, byle bym po tym sprzątać nie musiała....

Dziś po raz kolejny w lodówce tylko światło i musztarda, na zakupy iść mi się nie  chce( rjebiata jest karmiona w przedszkolu/na świetlicy) , a jeść trzeba.

Wygrzebałam gdzieś w kuchennej szafce: cebule, puszkę tuńczyka, puszkę pomidorów i makaron, i ukręciłam 15- minutowy, całkiem przyjemny obiadek- polecam na brak czasu i pomysłów.


Makaron z sosem pomidorowym i tuńczykiem:


Potrzebujesz:
Makaron,
puszka pomidorów,
puszka tuńczyka.
cebula,
czosnek,
oregano,
sól





Wstawić wodę na makaron, pokroić cebule, wrzucić do patelni na podgrzany olej, jak już się zaszkli wciśnij ząbek czosnku. Czosnek nie może się długo smażyć, bo zrobi się gorzki, wiec po niecałej minucie wrzuć tuńczyka, sól i oregano.
W tym czasie powinna się woda  zagotować wiec solimy ją i wkładamy makaron.
Sosik sobie pyrka , makaron al dente się gotuje ,a my możemy jeszcze dla zdrowia jakąś sałatkę wykombinować.
W mojej szafie znalazłam gotowane buraczki. pokroiłam je w kostkę, dorzuciłam resztkę kiełków sojowych, wcisnęłam ząbek czosnku, i kawałek imbiru, posypałam majerankiem, na koniec posoliłam, polałam oliwa z oliwek i octem balsamicznym.
Sałatka gotowa, wiec wróciłam do makaronu- odcedziłam, polałam sosem-gotowe.
A - zapomniałam o pietruszce- jakieś niedobitki uśmiechały się do mnie z parapetu, wiec posiekałam i obficie jedno i drugie danie nią posypałam.
Smacznego!

wtorek, 20 października 2015

10 powodów żeby nie biegać

Jestem mistrzynią wymyślania wymówek, ale nie ma to tamto- biegamy dalej!!!
1. Zimno i w ogóle to pogoda nie sprzyja... ale jeśli akurat nie grzmi i błyska i leje jak z cebra, to całkiem przyjemnie się biega własnie jak jest chłodniej, a deszcz działa odświeżająco. A poza tym jest cala gama odpowiedniej do pogody odzieży sportowej.

2. Boli mnie- i tu następuje wyliczanka co...- ale " paluszek i główka to szkolna wymówka"- zazwyczaj to bóle wynikające z napięcia i truchcik pomaga się ich pozbyć- nie mowie tu o przypadkach organicznych zmian- chorego kręgosłupa czy kolan.

3. Nie mam z kim zostawić dzieci- ale zazwyczaj kiedyś te dzieci idą spać i wtedy można choć na jakiś kilometrzyk czy dwa wyskoczyć- 10 czy 15 minut samemu w łóżeczku im nie zaszkodzi.

4. Nie mam kondycji.... ale kto powiedział ,ze od razu masz maraton biec? zacznij od szybkiego spaceru, czy marszo-biegu, kondycja sama przyjdzie.

5. Nie mam z kim ...ale to bardzo dobrze! w ten sposób nie musisz się dostosowywać do czyjegoś tempa i przyzwyczajeń- sama wybierasz ile, jak i gdzie biegniesz ;)

6. Mam wstydliwy problem- słaby pęcherz i podczas biegania popuszczam... ale są proste ćwiczenia(dostępne np . na YouTube), które wzmacniają mięśnie miednicy małej i zapobiegają wstydliwym "wyciekom"

7. Mam okres... ale- jak już wspomniałam w punkcie 2. bieganie pozwala rozluźnić mięśnie, które napięte podczas okresu powodują ból. A poza tym to okres nie jest choroba i nie powinien nam przeszkadzać w aktywności fizycznej.

8. Nie mam czasu..... ale zajrzyj do punktu 3.- przecież nie musisz biegać codziennie dwie godziny, ważne żeby regularnie choć chwilkę się poruszać.

9. Nie mam pieniędzy- ale poza butami w sumie nie musisz za nic płacić-  choć na butach akurat bym nie oszczędzała- ale tu też są wersje na każda kieszeń.

10. Nie chce mi się.... to najtrudniejszy do podważenia argument- ale pomyśl o Twojej motywacji- czy to figura, czy kondycja, czy cokolwiek innego co spowodowało, ze biegasz, i... wybiegnij ;)


Czyli- podsumowując- poza przeciwwskazaniami lekarskimi, nie ma powodu i usprawiedliwienia na niebieganie! ;)

środa, 7 października 2015

WDiC Hazard

Serdecznie dziękuję Wam za cieple słowa wsparcia po poprzednim poście ;D Będzie dobrze, nie ma innej opcji. ;)

Dziwna jestem. Nie umiem zacząć nowej książki, jak nie skończę poprzedniej, choćby nie wiem jak mnie męczyła. Podobnie z dzierganiem- nie lubię mieć więcej niż jednej rozpoczętej robótki. Choć oczywiście czasem z przyczyn niezależnych od nas, inaczej się nie da.

Sięgnęłam po tą książkę, bo o dziwo jeszcze nigdy, nic tej autorki nie czytałam. I niestety jest to totalna porażka. Książka nudna, o niczym, mam wrażenie jakby była pisana pod przymusem. Już w ogóle ostatnie strony, na których autorka szczegółowo opisuje grę w kości z przyjaciółmi, siląc się przy tym na humor, są jedna wielka katastrofa.
Nie przekonała mnie ta książka w ogóle. Przemęczyłam ja bez przyjemności. Ktoś ostatnio napisał o książkach Chmielewskiej na swoim blogu, ze tytuły z ostatnich lat są pisane aby wypełnić warunki umowy z wydawnictwem, i to dokładnie wyczuwa się w tej pozycji.

Na drutach sweterek żakardowy z fabel i delight Dropsa. Mam nadzieje, ze niedługo skończę, pewnie już byłby gotowy, gdyby nie prucie polowy....

strach

Są tylko dwie rzeczy, których się tak na prawdę boje: starość i choroba. Szczególnie choroba przewlekła...
Wczoraj przypadkiem, przy okazji wykładu z reumatologii o zespole Raynould (klik), zgłaszając się jako ochotniczka do zaprezentowania metody badania dowiedziałam, ze mam zmiany na palcach.. nie są mocno zaawansowane, nie są specyficzne, ale są. Co to oznacza? Może reumatyczne zapalenie stawów? Może toczeń, sklerodermia? A może nic.... teraz czekają mnie dalsze badania i coroczne kontrole...

Pokazano mi wczoraj, ze wisi nade mną miecz...Czy spadnie? Kiedy? A może tylko wisi i straszy?
Czy za kilka lat okaże się, że nie mogę wykonywać mojego zawodu? że nie mogę utrzymać w ręce skalpela? że moje ulubione druty i szydełko pójdą w odstawkę? że boli i już tak zostanie?


Czasem lepiej nie wiedzieć.....

niedziela, 4 października 2015

Wrzosowa wrześniowa w pazdzierniku


Zimno zaczęło się robić i przy bieganiu, zwłaszcza po zachodzie słońca, przewiewało mi uszy. W pierwszym impulsie spytałam moja przyjaciółkę, czy uszyłaby mi bawełnianą czapkę, a ona mi przypomniała, ze przecież sama mogę sobie zrobić. Chwyciłam za szydełko, dwa wieczorki i jest- wrzosowe brain waves ( Wzór darmowy z Raverly)

 Specjalnie dla Was poudawałam rozgrzewkę- zazwyczaj nie rozciągam się na balkonie ;)
Przedostatnia wyzwaniowa czapka i przy okazji kolejny punkt z 15 projektów w 2015 roku- użycie włóczki , którą mam w zapasach od wieków.
Zrobiona z bawełny- resztkowe włóczki po nie wiem już czym, sprzed lat. Z tego co pamiętam, to wrzosowe to cotton light dropsa- już raczej jej nie kupie, jest sznurkowata i rozdziela się przy szydełkowaniu. Co się napsioczyłam to moje....




A te śliczności urosły sobie na moim balkonie, w doniczce z oleandrem. Mamo - przyznaj się! Maczałaś w tym Twoje zielone paluszki? Bo jakoś nie chce mi się wierzyć, żeby taka piękna petunia samosiejka mi wyrosła.